Pierwszy dzień na szlaku

Przemek, Ela i Ania - Agnieszka robi zdjęcie
Idziemy Camino del Norte, jednym z mniej uczęszczanych szlaków. Malownicza droga prowadzi przez góry, pagórki, lasy, brzegiem oceanu... W takim terenie łatwo jest stracić z oczu żółte muszelki i zabłądzić. Dużą pomocą okazał się hiszpański przewodnik zawierający lokalizacje restauracji, barów i bankomatów, ale też wskazówki, gdzie trzeba szczególnie uważać, żeby się nie zgubić. 
Podzieliliśmy się na małe grupki. Nas jest czwórka – my z Anią, Ela i Przemek. Ania z Przemkiem zwykle idą z przodu, ja i Ela zabezpieczamy tyły. Pierwszy dzień wędrówki – 43 kilometry (w przewodniku jest o 10 kilometrów mniej, ale doliczam jeszcze te „wypracowane” podczas szukania właściwej drogi). Uff! Ale za to piękne krajobrazy. W zaroślach zielono-błękitnego lasu znajduję pomocnika w wędrówce – kij, który moja babcia nazwałaby kosturkiem. Domy w ciepłych, ceglastych kolorach, wioski, w których niespiesznie toczy się życie. W centrum jednej z nich – źródło z napisem „woda dla pielgrzymów” i łaszący się piesek.
Już na ostatniej prostej, w samym Soto de Luiña, postanowiliśmy z Przemkiem opuścić brzeg szosy i kontynuować nasz finisz chodniczkiem wysypanym żwirkiem. Kiedy poczuliśmy na naszych stopach nierówności żwirkowe i ból spotęgowany całodniowym zmęczeniem, zgodnie stwierdziliśmy, że to był błąd. Grzecznie wróciliśmy więc na wzgardzony wcześniej, równiutki asfalt. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Miasto skał/biały Renault Kangoo

Po drodze na Fisterrę