Saragossa

Saragossa, arena dla byków
Błąkając się w pobliżu katedry, znalazłyśmy się na uliczce, która nosi nazwę Once Esquinas (czyli „11 rogów” lub też „11 winkli”). Szukałyśmy wspomnianych rogów, ale udało się odnaleźć tylko dwa. Może to przez kryzys gospodarczy? 
Saragossę znałam dosyć dobrze, bo mieszkałam tam prawie rok podczas wymiany studenckiej. Miałam też nadzieję, że podczas tej podróży pokażę Agnieszce miejsca, które znam, a przy okazji spędzimy trochę czasu z moimi hiszpańskimi przyjaciółmi. Ale stało się inaczej. Większość moich znajomych wyjechała na wakacje i przez to wspaniała stolica Aragonii straciła dla mnie mnóstwo uroku. W tym momencie do mojej podróży dołączył niechciany towarzysz – zniechęcenie. 
*
Obiadek jemy na ławce w parku. Jest ciepło, ciepło, ciepło, a ja zmęczona, zmęczona, zmęczona. Leżę na trawniku wśród szyszek, nad głową palmy i zielone papużki. W nieckach fontann pływają zeschłe liście. Nadal nie wiemy, co z noclegiem. Jest tu jakiś park, w którym śpią bezdomni, nielegalni emigranci... Najwyżej policja nas stamtąd wygoni (zresztą, dlaczego akurat nas, skoro kandydatów do wygonienia będzie dużo więcej). No, ale ten park to ostateczność.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pierwszy dzień na szlaku

Miasto skał/biały Renault Kangoo

Po drodze na Fisterrę